Praca na siebie nie interesowała mnie nigdy przesadnie. Brak weekendów, branie całej odpowiedzialności za porażki na siebie, stres związany z poszukiwaniem klientów – serio, to miało mnie przekonać? Jestem za wygodna na takie atrakcje… Lubiłam moje korpo: młodzi ludzie z całego świata, mnóstwo różnych zadań, budowanie i prowadzenie szkoleń. Miałam szczęście do posiadania dużej dowolności w tym co robię i korzystałam z tego w stu procentach. Zawsze byłam proaktywna i nie pytałam, czy mi coś wolno, albo czy potrzeba – robiłam i pokazywałam, że można, czasami bez sensu (na darmo), ale wolałam tak, niż czekać aż ktoś inny się zastanowi. Nie oczekiwałam podwyżki czy zmiany nazwy stanowiska warunkując nimi moje działania – pokazywałam, że na nie zasługuję tym, co robię. Wolałam też zrobić dodatkową robote i żałować, niż być zła, że nie wykazałam się inicjatywą.

Zakiełkowało

Przyszła mi do głowy samotna podróż i ten jeden cel: nie bać się wracać! Zaczęłam robić wtedy wszystko, żeby nie obawiać się zakupu biletu w kierunku Polski. W zasadzie nigdy nie przygotowywałam się do podróży, ale zawsze do powrotu!

Niewiele osób pytało mnie o Doris In Social Media. Nawet kiedy byłam jeszcze zatrudniona moje działania były jawne, zmienił się mój login na Instagramie, powstał Fanpage, a 1 lipca odsłonięta została strona internetowa, na której właśnie jesteś. Dziś widzę, że wiele osób przyjęło, że założyłam działalność gospodarczą… Nie założyłam. Mam tylko NIP.

Miałam szczęście nie zakładać, bo niedługo przed tamtym czasem Kasia Pszonicka zamieściła świetny wpis o tym, że działalność bez rejestracji jest możliwa do wysokości zarobków 1050 PLN. 

Rosło

Jednocześnie tuż przed wyjazdem:

  • uczestniczyłam w wielu spotkaniach networkingowych z własnymi wizytówkami,
  • pomogłam w obsłudze 3 wydarzeń zbiórek społecznościowych na Polak Potrafi,
  • napisałam artykuł do pisma HR-owego,
  • zorganizowałam warsztaty z social media Szkole Impro, Resortowi Komedii i Klubowi Komediowemu,
  • poprowadziłam prelekcję na Czwartkowych Spotkaniach Social Media, 
  • zrobiłam konsultacje profilu LinkedIn, 
  • i live webinary dla uczestniczek kursu CodersTrust.

I cały czas nie miałam działalności, ale rozkładałam przychody w miesiącach i dogadywałam się ze zleceniodawcami, którzy znali moją sytuację zawodową. 

Zmiana gruntu

Wyjechałam. Ja i mój laptop. Od początku wiedziałam, że w podróży nie będę szukać nowych klientów, ale skupię się na swojej marce osobistej.

Wiedziałam, że z sześciogodzinną różnicą czasu, moją największą wydajnością rano i azjatyckim upałem popołudniu szukanie nowych klientów, ustalanie godzin rozmów telefonicznych będzie udręką, więc odpuściłam. Znów założyłam, że najlepsze co mogę zrobić, to… przygotowywać się do powrotu i ponownego wejścia na salony.

Odpowiednie warunki

Kiedy wszystko wokół jest nowe, ba!, wszystko w środku jest nowe, trudno znaleźć przestrzeń do wzięcia odpowiedzialności za zlecenia. Nie dla mnie byłyby obawy o dobre wifi w odpowiedniej porze, nie dla mnie niepokój o dostępność i kalendarz! Nie mam nic przeciwko siedzeniu w kawiarniach, czy w hostelu zamiast na plaży o kilka dni więcej, ale w moim wypadku próba sprzedaży moich usług zakończyłaby się fiaskiem… „Oczywiście, że zrobię, tylko poczekam aż mi internet przywieje, bo ostatnio po burzy nie było elektrycznośći”. Brzmiałabym jak zestresowany kurczak, a nie konsultantka od LinkedIn i profesjonalistka w swojej dziedzinie. 

Przyzwyczajona do pracy na tzw. open space nie potrzebuję dużo, ale kolejne kawiarnie bywają wyzwaniem. Nie od razu orientujesz się, że klima zamraża Ci plecy, wiatrak zwiewa notatki, grupa obok ma świetny czas razem. Kawa 3D z pianą ukształtowaną w kotka nie zastąpi Ci dobrego połączenia wifi, albo wi-fi w ogóle – a niestety zdarzyło mi się nie upewnić, czy działa.

Podlewam i robię swoje

Jak pomyślałam tak zrobiłam.

Robiąc to wszystko, pracuję na siebie, na swoją markę osobistą, na przyszłe efekty. Uzupełniam wiedzę z najbardziej interesujących mnie dziedzin, słucham motywujących i biznesowych webinarów. Staję się ekspertem w swojej branży i ustalam priorytety. Wiem, co mnie interesuję, ale dokładam do tego nowe wątki i rozgałęzienia. Rozwijam siebie i biznes.

Pierwsze listki

Nie szukałam klientów, ale mój zapał i imanie się tego, co los przyniesie opłaciły się! Pokazałam, że jestem dobra w tym co robię i Ci, z którymi współpracowałam zdecydowali się zaufać mi ponownie. 

Mój kolejny artykuł pojawi się w dużej publikacji dla HR Biznes Partnerów – pisałam go w Wietnamie. Kilka dni temu przeprowadzałam konsultację LinkedIn z Malezyjskiej kawiarni. W marcu, z Tajlandii, będę prowadzić kolejne live webinary dla Wirtualnych Asystentek.  

Mój Instagram szaleje! Choć wiem, że to, co przyciąga obserwatorów to palmy i błękity, to czuję, że mój upór i szczerość przyciagają innych. Jestem polecana przez tych, z których opinią się liczę, Kamila Surma z Her Island przeprowadziła ze mną wywiad potwierdzając, że wierzy we mnie i to co robię!

Rosnę

Robię swoje, rosnę i jestem pełna wiary, że doczekam się wyników również finansowych. Jestem bardzo otwarta na to, co się dzieje wokół mnie. Przyszłe stanowisko w firmie, nawet w korporacji wcale mnie nie odrzuca! Jetem ciekawa wszystkich opcji!

Mój rozwój osobisty, o którym piszę w tym tekście przekłada się bezpośrednio na mój rozwój zawodowy!

Komfort otoczenia

Anita z bloga anitaonthewall.pl zapytana o to, co dały jej podróże odpowiedziała, że nauczyły ją odpoczywać bez wyrzutów sumienia. Mówiła, że podróż i praca jednocześnie to może i marzenie, ale okrutnie wyczerpujące!

Cieszę się, że na to wpadłam i ja, zanim zaczęłam szukać zleceń za wszelką cenę. Przeżycia pod drodze bywają tak emocjonujące, a wrażenia tak silne, że nie wyobrażam sobie dokładać do tego dodatkowego poczucia obowiązku. Nie zawsze trzeba wszystko na raz. Dlatego w podróży oparłam się bardziej na oszczędnościach niż skupiłam na przychodach ze zleceń.

A Ty? Masz jakąś styczność z realiami pracy zdalnej?

P.S. Kończę pisać, bo popłynęłam a autoryzacja tekstu dla klienta sama się nie zrobi ;)

Zapisz się do newslettera